W skomplikowanym śledztwie najskuteczniejszą metodą wyjaśnienia zbrodni i ukarania winnych jest instytucja świadka koronnego. Katastrofa smoleńska w niesłychanie tragiczny sposób ukazała stan polskiego państwa. Wszystkie okoliczności związane z tragedią mają swoją zbiorczą socjologiczną nazwę – "słabe państwo", w ujęciu historycznie-ustrojowym nazwanym III Rzeczpospolitą. Za wszelkimi zaniechaniami, niedociągnięciami czy celowymi działaniami mającymi pośredni i bezpośredni wpływ na rozbicie TU154M, stali jednak konkretni ludzie. Oni podejmowali decyzje (lub często od nich uciekali) za przebieg śledztwa i postępowanie ekspertów majacych za zadanie wyjaśnienie przyczyn katastrofy i ukaranie ewentualnych winnych. Ci ludzie uciekają nie tylko przed zarzutami prokuratorskimi czy wyrokiem sądowym, lecz przede wszystkim walczą o honor. Przecież przyjęcie odpowiedzialności za śmierć elity w Smoleńsku to ciężar, którego chyba nikt by nie udźwignął. Stąd […]
W skomplikowanym śledztwie najskuteczniejszą metodą wyjaśnienia zbrodni i ukarania winnych jest instytucja świadka koronnego. Katastrofa smoleńska w niesłychanie tragiczny sposób ukazała stan polskiego państwa. Wszystkie okoliczności związane z tragedią mają swoją zbiorczą socjologiczną nazwę – "słabe państwo", w ujęciu historycznie-ustrojowym nazwanym III Rzeczpospolitą.
Za wszelkimi zaniechaniami, niedociągnięciami czy celowymi działaniami mającymi pośredni i bezpośredni wpływ na rozbicie TU154M, stali jednak konkretni ludzie. Oni podejmowali decyzje (lub często od nich uciekali) za przebieg śledztwa i postępowanie ekspertów majacych za zadanie wyjaśnienie przyczyn katastrofy i ukaranie ewentualnych winnych. Ci ludzie uciekają nie tylko przed zarzutami prokuratorskimi czy wyrokiem sądowym, lecz przede wszystkim walczą o honor. Przecież przyjęcie odpowiedzialności za śmierć elity w Smoleńsku to ciężar, którego chyba nikt by nie udźwignął. Stąd moje stwierdzenie, że możemy spodziewać się w niedługim czasie pojawienia się kogoś w stylu świadka koronnego – powiem wam o winach innych, aby swoje wybielić.
Odpowiedzialność za organizację lotu i całej delegacji rozkłada się pomiędzy kilkoma głównymi graczami: T. Arabskim, R.Sikorskim, B.Klichem, J. Millerem i last but not least – D. Tuskiem. Oni ponoszą odpowiedzialność polityczną. Wymienione osoby to politycy, ale także szefowie instytucji. To oni podejmowali decyzje, wydawali polecenia, sprawowali nadzór. Piętro niżej znajdziemy więc co najmniej kilkanaście osób, które w żaden sposób nie są gotowe do "poświęcenia swojej głowy" aby uratować przełożonego. Możemy więc spodziewać się, iż wraz z publikacją raportu komisji J. Millera, łańcuch milczenia zostanie przerwany. Ostatecznie powinno go rozerwać niemal na strzępy postępowanie prokuratorskie. Katalizatorem będą zbliżające się wybory, a rozejście się jednolitego stanowiska polegającego na umywaniu rąk przez głównych graczy i zwalaniu ewentualnej winy na podległych urzędników będzie proporcjonalne do pojawiających się niekorzystnych dla rządu sondaży i perspektywy zmiany rządu na gabinet, który zamiecione pod dywan śmieci ukaże opinii publicznej. Na twarzach wymienionych polityków już dzisiaj widać przygnębienie, a niektórzy całkowicie zniknęli z ekranów, eteru i łam gazet (chociażby T. Arabski). Na temat katastrofy mamy co raz więcej rzeczowych publikacji, opartych na sprawdzalnych danych i podważających wcześniejsze opinie przyblakłych już gwiazd telewizyjnych zwanych szumnie ekspertami.
Chęć postawienia się poza kręgiem winnych zaniedbań w przygotowaniu lotu, jak i skandalicznego wyjaśniania katastrofy, mamy już kilku. Przede wszystkim płk. Edmunt Klich zmieniający niegdyś swoje zdanie i wersje z każdą wypowiedzią w mediach (czasami nawet kilka razy dziennie) ustabilizował swoją linię postępowania (wszak daleko mu jeszcze do ideału). Dzisiejsza wrzutka B.Klicha upubliczniona przez gen. Petelickiego pokazuje, iż z przygniatającym ciężarem walczy minister obrony. Nikomu nie życzę bycia w jego skórze. Ciężarem, którym dźwiga (po części z własnej winy), chętnie podzieli się z kilkoma osobami. Wszak nie jest to tylko odpowiedzialność przed opinią publiczną, sądem, ale także przed historią.