Bez kategorii
Like

Jak zostać wieśmakiem?

10/02/2011
514 Wyświetlenia
0 Komentarze
24 minut czytania
no-cover

W zasadzie wszystko co istotne na ten temat zostało już powiedziane. Na serio przez p. Ewę z Kresowej Zagrody, trochę mniej serio: na tej stronie– a poza tym, do wyboru, do koloru można sobie czytać blogi nowych wieśmaków w dużym wyborze. Od takich, którym się stanowczo nie powodzi, przez takie, którym powodzi się jako – tako (to większość…), aż po zachwyconych i pełnych poczucia sukcesu. Pewien rodzaj przeglądu, jakkolwiek dla Naszych Czytelników może trochę jednostronny, jest też w założonym ongiś przeze mnie wątku na moim ulubionym końskim forum. Czy coś można do tego dodać..? Od razu powiem, że cokolwiek się napisze – w żadnym razie nie ma możliwości, aby wyczerpało to temat. Zgodnie zatem z sugestią która padła w dyskusji wywołującej ten […]

0


W zasadzie wszystko co istotne na ten temat zostało już powiedziane. Na serio przez p. Ewę z Kresowej Zagrody, trochę mniej serio: na tej stronie– a poza tym, do wyboru, do koloru można sobie czytać blogi nowych wieśmaków w dużym wyborze. Od takich, którym się stanowczo nie powodzi, przez takie, którym powodzi się jako – tako (to większość…), aż po zachwyconych i pełnych poczucia sukcesu. Pewien rodzaj przeglądu, jakkolwiek dla Naszych Czytelników może trochę jednostronny, jest też w założonym ongiś przeze mnie wątku na moim ulubionym końskim forum.

Czy coś można do tego dodać..?

Od razu powiem, że cokolwiek się napisze – w żadnym razie nie ma możliwości, aby wyczerpało to temat. Zgodnie zatem z sugestią która padła w dyskusji wywołującej ten wpis, zacznę od tego, czego nie robić. Tak więc:

  1. Natychmiastowa przeprowadzka na wieś NIE jest jedyną szansą na ocalenie życia i zdrowia własnej rodziny w obliczu peak oil, finansowego defaultu, załamania gospodarki i państwa, burz na Słońcu czy V rozbioru Polski. Istnieje cała masa innych opcji, które trzeba traktować równoważnie. A poza tym: tfu, tfu, odpukać w niemalowane – ale chyba w perspektywie nadchodzącej wiosny nic nam jeszcze nie grozi..?
  2. Przeprowadzka na wieś NIE oznacza koniecznie zaszycia się w najgłuchszej głuszy, dokąd nie dociera prąd ani fale telefonii komórkowej, wrony zawracają, a psy szczekają… wiadomo czym..!
  3. Przeprowadzka na wieś NIE musi oznaczać, że od tej pory będziemy żyli z pracy rąk własnych, przestaniemy się myć i zaczniemy dziwnie mówić (po wieśmacku) – aczkolwiek niewątpliwie: czy tego chcemy, czy nie, będziemy musieli założyć gumiaki, a sterylna czystość naszych roboczych ubrań będzie się kończyć tuż za progiem chałupy – cokolwiek byśmy aktualnie nie robili…
  4. Przeprowadzka na wieś NIE oznacza, że musimy robić to koloniami, zbiorowo, wespół w zespół, a miejscowi zawsze będą przeciwko nam. To akurat – zależy tylko i wyłącznie od nas (aczkolwiek cokolwiek się stanie, na 100% post factum dokonamy eskterioryzacji naszych błędów lub trafionych decyzji opowiadając wszem i wobec, jak to niektóre wsie są przyjazne ludziom i otwarte na nowych przybyszy, a inne – zgoła wprost przeciwnie… o tej właściwości ludzkiego umysłu pamiętać należy czytając relacje osiedleńców, bo większość z nich zaczyna się dzielić swoimi spostrzeżeniami kiedy ten etap mentalnej wędrówki z miasta do wsi ma już za sobą!).
  5. W ogromnej większości przypadków mieszkańcy wsi NIE różnią się aż tak bardzo od mieszkańców miast jak to ci ostatni zwykli sobie wyobrażać: zaczynając od tego, że z regionalnym akcentem mówią raczej ci starsi lub co najwyżej w średnim wieku i to zajedno czy na wsi, czy w małym lub średnim mieście, a kończąc na tym, że znakomita większość wiejskich domów ma łazienki, plazmy i meble nie gorsze niż w mieście – stosunkowo niewielu zaś mieszkańców wsi istotnie żyje wyłącznie z rolnictwa.

Ogólnie rzecz biorąc unikniemy wielu rozczarowań jeśli NIE będziemy myśleli o wsi w kategoriach mistycznych, irracjonalnych i mitycznych. To NIE jest żaden „odrębny świat“, jakościowo, substancjalnie różny od „normalnego“ świata w mieście. Nic tu się nie dzieje samo, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a „powietrze wiejskie“ nie czyni wolnym ani niezależnym. Wszystkie te rzeczy są w nas, a nie gdzieś na zewnątrz – w smutnych zagajnikach brzózek – samosiejek i karłowatych sosenek które są najczęściej spotykanym biotopem leśnym w Polsce (a tak! Żadna tam pierwotna puszcza…), w zatkanych od 20 lat rowach melioracyjnych, dzięki którym czasem nawet gumiaki nie wystarczają i warto pomyśleć o takim specjalnym stroju jaki czasem zakładają wędkarze, na polach i w sadach, czy na dzikich wysypiskach śmieci, które najtaniej będzie nam kupić pod nasze przyszłe osiedlenie…

Jeśli istotnie rozważamy opcję takiej przeprowadzki, to podjęcie ostatecznej decyzji należy poprzedzić racjonalną analizą. Niestety, będzie to Cię też trochę kosztowało. My na przykład – nim znaleźliśmy (całkowicie przypadkowo) nasze hektary w Boskiej Woli – przejechaliśmy ok. 1500 km w promieniu do 100 km od Warszawy szukając właściwego miejsca. Oczywiście, miejsce to okazało się przy tym całkowicie inne niż wszystkie prawie założenia jakie czyniliśmy na początku naszych poszukiwań: szukaliśmy gospodarstwa z zabudowaniami do niewielkiego remontu, w jednym kawałku i nie mniejszego niż 5 – 6 ha, w miarę możliwości – z dostępem do rzeki. A kupiliśmy trzy razy większe od zakładanego minimum wysypisko śmieci bez żadnych mediów, żadnych zabudowań i żadnego dostępu do rzeki. Tyle, że za cenę jednej trzeciej najtańszego z gospodarstw mniej – więcej spełniających nasze kryteria – i z bonusem w postaci możliwości prawie nieskrępowanego rozwoju w przyszłości, bo wokół ziemi pustej i zapomnianej – ile kto chce… Wystarczy ogrodzić!

Podstawowym pytaniem jakie należy sobie zadać jest: po co chcę się przeprowadzić na wieś..?

Odpowiedź: „bo lubię jak ptaszki ćwierkają, a w powietrzu unosi się zapach kwiatów“, jak też odpowiedź: „bo chcę żyć w zgodzie z naturą“ – w zasadzie z góry nas dyskwalifikują jako potencjalnego wieśmaka. Z taką motywacją wątpliwym jest, byśmy choć rok na wsi przetrzymali – chyba, że mamy do dyspozycji taką kasę, która pozwoli nam praktycznie dowolnie przekształcić dowolny obszar w nasz prywatny, otoczony wysokim i grubym murem raj, gdzie rzeczywiście zawsze będą ćwierkały ptaszki i unosił się zapach kwiatów. Bo w każdym innym przypadku czeka nas wstrząs psychiczny gdy okaże się, że jednak czasem (wcale nie twierdzę, że zawsze!) warkot traktorów owe ptaszki zagłusza, a woń guana dominuje nad wonią kwiatków…

Jakie są zatem odpowiedzi, które uprawniają nas do przejścia do kolejnego etapu rozważań..?

Z całą pewnością dobrą motywacją jest pasja możliwa do uprawiania łatwiej na wsi niż w mieście. Dlatego tak wielu jest „nowych wieśmaków“ – koniarzy. Są też przypadki gdy ktoś po prostu lubi hodować kury, kozy czy inne zwierzątka, albo uprawiać rośliny. Ważnym jest, żeby tę pasję rozwijać już ZANIM się przeprowadzi na wieś. Mamy wówczas już pewne doświadczenie, a co najważniejsze – wiemy, że to nas naprawdę kręci. No i bywa, tak jak w naszym przypadku – że po prostu nie ma innego wyjścia. Bo jak się ma na utrzymaniu kilka końskich ogonów, a nie jest się milionerem – to cóż innego pozostaje zrobić, niż razem z tymi ogonami przeprowadzić się tam, gdzie ich utrzymanie będzie kosztowało pomijalny ułamek tego, co by trzeba zapłacić, taką usługę po prostu kupując..?

Chęć obniżenia kosztów utrzymania jest z całą pewnością dobrą motywacją do przeprowadzki na wieś. Taka motywacja znakomicie co prawda zawęża zakres poszukiwań miejsca na osiedlenie – o czym będzie mowa jeszcze poniżej – i wymaga starannej kalkulacji. Nie ulega jednak wątpliwości, że ceny gruntu są wielokrotnie niższe już w stosunkowo niewielkiej odległości od miasta, zaś budowa domu „metodą gospodarczą“ daje ogromne możliwości zaoszczędzenia sporych pieniędzy – wybierając zaś sensowne rozwiązania w zakresie gospodarki cieplnej, energetycznej i wodnej, mamy szansę zmniejszyć nasze pieniężne koszty utrzymania w sposób nieporównywalny. My, w Boskiej Woli, ciągle na „taryfie budowlanej“ za prąd i w stanie, który w porównaniu do planowanego rozwiązania docelowego jest jedną wielką prowizorką, ponosimy w tej chwili pieniężne koszty utrzymania na poziomie ok. ¼ tego, ile musieliśmy płacić wynajmując maciupeńką kawalerkę w centrum Warszawy. Oczywiście, częściowo dzieje się to wzrostem „kosztów niepieniężnych“, czyli robocizny: sam sobie zapewniam opał rżnąc młode brzózki i sosenki, sam muszę sobie poradzić ze śmieciami itd., itp. Większość tych niedogodności da się jednak z czasem zmniejszyć, jeszcze bardziej przy tym obniżając opłaty…

Dobrą motywacją jest też przemyślana i oparta na racjonalnych przesłankach sukcesu chęć dywersyfikacji źródeł utrzymania. Póki dysponujemy nadwyżkami, w tym – zdolnością kredytową – warto jest zainwestować w taki sposób, aby w „latach chudych“ zapewnić sobie i swojej rodzinie przynajmniej minimalne utrzymanie. Nie oznacza to wcale, że musimy od razu hodować kozy czy kury – ale pewność, że będziemy mogli to łatwo zrobić, jeśli pojawi się taka konieczność: ma swoją wartość!

Jakie jeszcze mogą być racjonalne przesłanki decyzji o przeprowadzce na wieś..? To już zależy od Ciebie, Drogi Czytelniku. Na pewno będzie Ci łatwiej, jeśli – tak ja na przykład – urodziłeś się (praktycznie) na wsi. Jeśli w związku z tym odczuwasz odziedziczony po przodkach (wszystko jedno: chłopskich, czy szlacheckich…) atawistyczny głód ziemi. Z całą pewnością jest to jeden z mniej szkodliwych atawizmów jakie mogą się człowiekowi przydarzyć. A wbrew pozorom – jest to zjawisko częste w naszym kraju i wcale nie tylko wśród „starych“ mieszkańców wsi. Twoja motywacja może być zresztą całkowicie inna. Jeśli chcesz się nią podzielić z resztą użytkowników portalu – zapraszam do dyskusji. Czasem warto napisać, co człowiekowi w duszy gra – i przekonać się, na ile jest to w opinii innych ludzi: sensowne.

Z motywacji naszej przeprowadzki na wieś wynikać także powinna odpowiedź na kolejne pytanie: z czego będziemy się po przeprowadzce utrzymywać..? Jasnym jest, że jeśli naszym celem jest uprawa roli, to z czasem powinniśmy dążyć do prowadzenia zyskownego gospodarstwa. W każdym innym przypadku – stanowczo warto PRZED przeprowadzką przemyśleć, na ile będziemy mogli kontynuować dotychczasowe zajęcie – czy pojawią się w tym zakresie jakieś ograniczenia, a może wprost przeciwnie: nowe szanse..?

A propos ograniczeń. Moja Lepsza Połowa jadąc niedawno pociągiem do Warszawy posłyszała wymianę zdań między dwiema współpasażerkami: „Stoimy..? No, stoimy… ale i tak teraz dojeżdżam do roboty o połowę szybciej niż kiedy mieszkaliśmy na Tarchominie..!“ Tak więc osobliwości metropolitarnej komunikacji należy brać pod uwagę – zarówno jak chodzi o możliwość zarobkowania, jak i jak chodzi o wybór miejsca do osiedlenia.

To nas prowadzi bezpośrednio do kolejnego pytanie: gdzie szukać miejsca na osiedlenie..?

Jeśli naszym celem jest uprawa roli, to musimy dążyć do zakupu jak największego areału. To jasne. Trudno nam zatem będzie osiedlić się w Wielkopolsce czy w moich stronach rodzinnych – na Kociewiu. Chyba, że odziedziczymy tam gospodarstwo lub wżenimy się w gospodarską rodzinę. W każdym innym przypadku zakup ziemi w takich rejonach jak Wielkopolska, Kujawy, Pomorze Gdańskie, Górny Śląsk – to finansowe szaleństwo. To jednak NIE oznacza, że mamy się koniecznie przenosić na Mazury czy na Podlasie. Zwłaszcza te Mazury są dla mnie zagadką. Z tajemniczych względów Warszawiacy przynajmniej, zwykli utożsamiać „prowincję“ z Mazurami właśnie. Może dlatego, że często tam jeżdżą na żagle..? W każdy razie, ilekroć mówię, że przeprowadziłem się na wieś i hoduję konie, pada pytanie: „Acha – na Mazurach..?“  Nie chcę nikogo urazić, ale doprawdy – trudno o gorsze miejsce w Polsce do hodowli koni niż Mazury..! Gdybym miał swobodę wyboru, szukałbym miejsca na Ziemi Lubuskiej lub na Dolnym Śląsku, w ostateczności – w Szczecińskiem. Tylko fakt, że poszukując ziemi ciągle byłem pracownikiem wielkiej korporacji sprawił, że ograniczyłem się do okolic Warszawy. Narzuca mi to poważne ograniczenia w zakresie sposobu gospodarowania ziemią – i tylko fakt, że koniec końców kupiłem tej (niezbyt urodzajnej, a za to – bardzo zniszczonej) ziemi dużo za dużo w stosunku do liczby aktualnie posiadanych koni sprawia, że nie muszę się martwić o trawę czy siano. W przeciwnym wypadku, utrzymanie koni na takich kwaśnych, żelazistych piaskach byłoby trudne…

Zastanawia mnie, jak by się kalkulował zakup ziemi na terenie byłego NRD..? Generalnie: im dalej na zachód i na południe – tym lepiej! Z wielu względów zresztą: nie tylko lepsze ziemi, w lepszej kulturze rolnej utrzymane i dłuższy okres wegetacyjny – ale też: krótszy i mniej wymagający sezon grzewczy…

Jeśli nasza przeprowadzka na wieś zakłada kontynuację pracy zarobkowej w mieście, to oczywiście musimy wybrać takie miejsce, które nam to umożliwi. Z mojej Boskiej Woli mam w tej chwili lepszy dojazd do południowych dzielnic Warszawy (wliczając w to południową część Pragi – dzięki przeprawie w Górze Kalwarii), niż w czasie, gdy mieszkałem w centrum miasta. Nie wyobrażam sobie, jak by to wyglądało, gdybym kiedykolwiek mieszkał na Tarchominie..? Oczywiście w tej sytuacji perspektywa dojeżdżania raz na jakiś czas do Pułtuska, która właśnie mi się kroi, wygląda dość przerażająco. Cóż: przyjdzie pocierpieć…

Możliwość prowadzenia działalności zarobkowej na miejscu – o czym także pisała niedawno p. Ewa z Kresowej Zagrody– ma dwojakie znaczenie. Z jednej strony jest to oczywiście istotna ulga dla portfela. Każda złotówka zarobiona w pobliżu miejsca zamieszkania jest warta więcej od złotówki zarobionej daleko od domu – o koszty i czas dojazdu właśnie. Z drugiej zaś strony: nic tak nie ułatwia wtopienia się w miejscową społeczność, jak wejście w tutejszy, lokalny obieg gospodarczy. Nie tylko jako konsument – zatrudniający miejscowych majstrów (to jest oczywiste! Przy okazji: warto pamiętać, że o ile usługi są na wsi tańsze, o tyle materiały, jeśli nie są pozyskiwane lokalnie, taniej jednak jest kupić… w Castoramie czy w Praktikerze..!), ale także jako producent, usługodawca lub bodaj – współpracownik. To nam z miejsca daje szacunek miejscowych i pozwala im łatwiej nas w swoim mikrokosmosie umiejscowić. „Działkowicz“ z Warszawy – to nędzna etykietka, stawiająca przybysza praktycznie poza marginesem wsi i jej spraw. Ale już „ten, który ma przyczepę do przewozu zwierząt“ – i chętnie jej sąsiadom użycza lub sam im zwierzęta wozi – a, to co innego..! Nie musimy nawet na tym interesie zarabiać kroci. Nawiązane przy okazji wspólnej pracy i wzajemnego świadczenia sobie usług kontakty – i tak się nam stukrotnie opłacą!

Warto też na czymś praktycznym się znać. Wieś jest zmechanizowana – więc najłatwiej zaskarbić sobie ludzki szacunek mechaniką, bodaj samochodową. Ale każdy inny sposób jest dobry, byle prowadził do celu. Nam chyba najbardziej pomogło to, że tak wiele rzeczy robiliśmy i robimy własnoręcznie…

To by było w zasadzie tyle. Tematu nie uważam za wyczerpany w żadnym razie. Czekam na głosy w dyskusji. W imieniu własnym i Kolegów mam też dla Państwa propozycję. Rozpoczęliśmy ten projekt motywowani czystą ciekawością. Jak patrzymy teraz po sobie i po tym, ile praktycznej wiedzy udało się nam w jednym miejscu zgromadzić – wychodzi, że moglibyśmy Państwu pomóc. Choćby właśnie: w bezbolesnym osiedleniu się na wsi, jeśli ktoś ma taką wolę. Zaczynając od wyboru lokalizacji i przebrnięciu przez formalności, a kończąc na wytyczeniu permakulturowych grządek. Oczywiście – to już indywidualnie i odpłatnie (jakoś się dogadamy). Jeśli ktokolwiek z Państwa jest zainteresowany – prosimy o kontakt.

Acha! W Boskiej Woli i okolicach działek do kupienia – dużo…

 

Autorem wpisu jest Jacek Kobus, współtwórca projektu Agepo.pl

0

Permakulturnik

Inaczej Zielony Karzel Reakcji. Na blogu pisze o Peak Oil, rolnictwie, diecie czlowieka i hodowli zwierzat ekologii stosowanej, ochronie srodowiska, permakulturze. Ostatni coraz czesciej równiez o relacjach damsko-meskich http://permakultura.n

72 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758