Zdrowie
Like

Terapia z piekla rodem

17/11/2014
439 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
no-cover

Czy można z piekła wynieść coś dobrego? Coś takiego, co przyda się milionom ludzi i pomoże im w ich cierpieniach?

Okazuje się, że tak. Dokonał tego austriacki lekarz Viktor Frankl, który był wieloletnim więźniem niemieckich obozów koncentracyjnych. Tam właśnie dokonał obserwacji i przemyśleń, które przyczyniły się do powstania trzeciej austriackiej szkoły psychologicznej, a mianowicie logoterapii.

0


 

1

Niemcy nauczyli się tworzyć obozowe piekło na ziemi od Sowietów. O obozach powiedziano wiele – niełatwo znaleźć nowe słowa opisujące tę nieludzką rzeczywistość. Viktor Frankl pisze o tym, jak ludzie musieli dostosować się do tych potwornych warunków egzystencji:

Gdyby ktoś nas zapytał, na ile prawdziwe jest słynne zdanie Dostojewskiego, który beznamiętnie twierdził, iż człowiek jest istotą zdolną przyzwyczaić się absolutnie do wszystkiego, odparlibyśmy: „Tak, człowiek może przyzwyczaić się do wszystkiego, lecz nie pytajcie nas, jak to się dzieje”.( z:Viktor Frankl Człowiek w poszukiwaniu sensu , Wyd. Czarna Owca Warszawa 2009)

Logos to znaczy cel, a logoterapia to leczenie ludzi poprzez uświadamianie im celów życiowych i nadawanie ich życiu sensu.

W warunkach obozowych każdy człowiek, który utracił cel swojego istnienia najczęściej muzułmaniał i w bardzo szybkim czasie poddawał się i ginął. Współwięźniowie uczyli się rozpoznawać tych, którzy mieli wejść w ostatnią fazę. Pewnego dnia rano więzień odmawiał wychodzenia do pracy i pozostawał w baraku nie ruszając się z pryczy. Potem zwykle palił wydobytego skądś papierosa i następował szybki koniec.

4

Frankl uważał, że człowiek nawet w najbardziej ekstremalnych sytuacjach życiowych ma wybór polegający na tym jak je znosić – poddać się czy zachować godność i poczucie sensu swojego doświadczenia.

Nie oznacza to, że zawsze człowiek musi pokonać wszystkie trudności i zostać zwycięzcą, niemniej ma znaczenie jak podchodzi i przeżywa swoje cierpienie, upodlenie czy nieszczęście.

Nawet gdyby nic nam nie zostało możemy zawsze wybierać, jak przyjmiemy to, co nas spotyka.

W warunkach obozowych mało było miejsca do kreatywnego realizowania ambitnych zamierzeń życiowych i sensownej pracy. Najważniejszym celem było przeżycie (Frankl obliczył, że przeżywał, co dwudziesty więzień). W tamtych warunkach najważniejsze było ludzkie doświadczenie – to jak przeżywamy to, co niesie nam los ma wartość samą w sobie niezależną od okoliczności.

Oczywiście system wartości czynił człowieka bardziej przygotowanym do zmagania się z losem, zdolnym do pokonywania bram piekielnych, jakimi była rzeczywistość obozowa.

Biada temu, kto przestawał dostrzegać w życiu cel, sens i jakąkolwiek wartość, ponieważ zarazem automatycznie zakładał, że nie ma już, po co żyć. Nie mijało wiele czasu, a taki człowiek był całkiem stracony. Typowy komentarz, jakim się posługiwał, aby odrzucić wszelkie dodające mu otuchy argumenty, brzmiał: „Nie mam już czego oczekiwać od życia”. Cóż można było na coś takiego odpowiedzieć?(tamże)

2

Ludzie radzili sobie w różnymi sposobami. Frankl opisuje, jak pewnego ponurego ranka w drodze z komandem do pracy przypomniał sobie swoją żonę, która bardzo kochał i zaczął z nią w myślach rozmawiać, chociaż nawet nie wiedział, czy ona żyje czy nie. Potem robił to po więlokroć i jak zauważył te rozmowy z żoną dawały mu wiele szczęścia i siły. Ten wewnętrzny dialog był jego azylem i schronieniem.

W czasie choroby na skrawkach papieru odtwarzał swoją książkę, która uległa zniszczeniu po przybyciu do obozu i ten cel pomógł mu po części przeżyć tyfus.

Utrata nadziei i sensu mogła następować niekiedy w zupełnie przedziwny sposób. Frankl opisuje, jak jego pewnemu przyjacielowi przyśnił się sen w którym tajemniczy głos oznajmił mu że w określonym dniu obóz zostanie wyzwolony, nastąpi przełamanie frontu słowem nadejdzie koniec męki. Kiedy niestety informacje tego nie potwierdzały, człowiek ten zaczął czuć się coraz gorzej aż umarł na tyfus (wedle zewnętrznych objawów).

Ci, którzy orientują się, jak bliski jest związek między stanem umysłu człowieka – jego odwagą i nadzieją albo ich brakiem – a odpornością ludzkiego organizmu,

z pewnością zrozumieją, że nagła utrata nadziei i odwagi może mieć wręcz katastrofalne skutki. Prawdziwą przyczyną śmierci mojego znajomego był potworny zawód związany z tym, że nie nastąpiło tak wyczekiwane przez niego wyzwolenie. To z kolei obniżyło jego odporność na przebiegającą dotąd w utajeniu infekcję. Jego wiara w przyszłość i wola życia były jak sparaliżowane, a organizm praktycznie bez walki poddał się wirusowi tyfusu – i w ten sposób paradoksalnie sprawdziła się przepowiednia tajemniczego głosu.(tamże)

3

Nie ma jednego sensu życiowego, który uniwersalnie pasuje do wszystkich ludzi, tak jak różne są losy różnych ludzi i sposób, w jaki przeżywają świat. Czasem jest tak, że nie jest ważne, co my oczekujemy i chcemy od życia, ale jest istotniejsze czego życie oczekuje od nas. Czasem człowiek poddawany jest życiowemu egzaminowi. Dla człowieka wierzącego: chrześcijanina, czy Żyda jego doświadczenia nabierają znaczenie w kontekście jego relacji z Bogiem, Opatrznością Boską. Może to na myśl przywodzić prawowanie się Hioba ze Stwórcą, który chory i sam na śmietnisku szukał w sobie winy i przyczyny cierpienia.

Frankl pisze, że życie to nie jest jakiś mglisty koncept, ale wymagająca realność i sposób przeżywania go nadawanie mu sensu jest zawsze indywidualny, a czasem człowiek musi zaakceptować swój krzyż i nieść go z godnością.

Psychiatra w swoje książce opowiada, jak którejś nocy zapanował w baraku kompletne przygnębienie i poczucie beznadziejności z powodu wielu niekorzystnych zdarzeń i blokowy poprosił go, aby coś powiedział do więźniów, aby ich podnieść na duchu:

Zacząłem więc od najbardziej trywialnych słów pociechy. (..). Poprosiłem, żeby każdy zadał sobie pytanie, jakich to nieodwracalnych strat do tej pory doznał, i oznajmiłem, że w większości przypadków zapewne nie było ich aż tak wiele. Każdy, komu udało się utrzymać przy życiu, miał powód, żeby nie tracić nadziei. Zdrowie, rodzina, szczęście, umiejętności zawodowe, majątek, status społeczny – wszystko to można na powrót odzyskać lub odbudować. W końcu nasze kości wciąż były całe. Wszystko, przez co dotąd przeszliśmy, mogło jeszcze w przyszłości okazać się dla nas źródłem siły. W tym miejscu przytoczyłem słowa Nietzschego: „Was mich nicht umbringt, macht mich starker” – co mnie nie zabija, czyni mnie silniejszym.(tamże)

5

Mówił im, że mimo nie mają obiektywnie wielkich szans na przeżycie (jeden na dwudziestu) jeszcze wszystko jest do naprawienia. Jednak równie istotna dla przeżycia była przeszłość. Wspominałem również przeszłość- wszystkie jej radości, które nadal nas opromieniały, nawet w obecnym mroku. I znów przytoczyłem słowa poety – aby nie robić z siebie kaznodziei – który napisał:

„Was Du erlebst, kann keine Macht der Welt Dir rauben” – żadna siła na ziemi nie odbierze ci tego, czego doświadczyłeś, Nie tylko nasze doświadczenia, ale wszystko, czego dokonaliśmy, wszystkie wielkie myśli, jakie się w nas zrodziły, i wszystko, cośmy wycierpieli, nie poszło na marne, choć należy już do przeszłości, bo my zbudziliśmy to do życia. To, czym się było, również jest formą bytu, być może najpewniejszą.(tamże)

Namawiał ich, żeby nadali swojemu życiu w obozie sens i wartość. Powiedziałem moim towarzyszom – którzy leżeli nieruchomo, choć od czasu do czasu dawało się słyszeć pojedyncze westchnienia – że bez względu na okoliczności życie ludzkie nigdy nie traci sensu i na ten nieskończony sens życia składają się także cierpienie i umieranie, nędza i śmierć. Następnie poprosiłem owych nieszczęśników, którzy słuchali mnie z uwagą w ciemnościach baraku, aby stawili czoło powadze naszej sytuacji.(tamże)

Mówił im o konieczności zachowania nadziei i że żadna walka jakkolwiek by była beznadziejna nie może odebrać poczucia sensu ich życia.

Dodałem, że w tych trudnych chwilach na każdego z nas ktoś spogląda z góry – przyjaciel, żona, ktoś żywy lub zmarły, a może sam Bóg – i liczy, że go nie zawiedziemy. Ten ktoś ma nadzieję, że będziemy cierpieli z dumą – a nie z rozpaczą – i że będziemy umieli godnie umrzeć. (tamże)

Opowiadał im o wartości ich poświęcenia i ofiary, które ma niezaprzeczalny sens, choć nie dotyczy świata sukcesów materialnych i być może byłoby uznane za pozbawione wartości. O wartości zachowania wiary.

Przytoczyłem też w tym miejscu historię jednego z naszych towarzyszy, który po przyjeździe do obozu podjął próbę targowania się z Bogiem, prosząc Go, aby jego własne cierpienia i śmierć pozwoliły mu uchronić ukochaną osobę przed równie tragicznym losem. Dla tego człowieka cierpienia i śmierć miały sens; jego osobista ofiara stanowiła poświęcenie najwyższej próby. Nie chciał umierać daremnie. Nikt z nas zresztą tego nie pragnął.(tamże)

Okazało się, że przemówienie odniosło zamierzony skutek.

1

Kiedy ponownie rozbłysło światło, ujrzałem kuśtykające w moją stronę wynędzniałe postacie współwięźniów, którzy ze łzami w oczach mi dziękowali. Muszę jednak przyznać, że nieczęsto starczało mi wewnętrznej siły i odwagi, żeby pomagać moim towarzyszom w cierpieniu i z pewnością przegapiłem wiele okazji, aby nieść im otuchę.(tamże)

0

Wojciech Warecki http://www.warecki.pl

Wojciech Warecki & Marek Warecki www.warecki.pl Dwa słowa o nas. Zajmujemy się: Pisaniem książek i dziennikarstwem Oraz Trenowaniem i szkoleniami Doradztwem Terapią szczególnie w zakresie: Stres, psychosomatyka Mobbing funkcjonowanie człowieka w organizacji Psychologia wpływu i manipulacji Psychologia oddziaływania mass mediów (w tym nowe media) Rozwój osobisty i kreatywność Praca zespołowa i kierowanie Psychologia sportowa Problemy rodzinne. Warsztaty skutecznego uczenia się

72 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758